niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 12 - Święto Duchów i strachy na lachy

 Koniec października. Wszyscy uczniowie się cieszyli, bo jak to bywało w Halloween, a w świecie czarodziejów nazywano ten dzień Świętem Duchów, nie było lekcji. A na wieczór była zaplanowana wielka uczta. W domach panowała ogólna radocha. Gryfoni jak tylko wstali to wspominali ze śmiechem jak było w zeszłym roku, Krukoni odpuścili sobie tego dnia naukę i opowiadali sobie mądre żarty, Puchoni z zapałem i uśmiechem pomagali Prefektom Naczelnym i nauczycielom w przygotowaniach, a Ślizgoni naśmiewali się z Puchonów. I tak cały dzień aż do kolacji.
 - Ej! Dziewczyny za godzinę uczta. Powinnyśmy się ubrać! - rozpaczała Dorcas.
 - To tylko uczta. I tak musimy być ubrane w mundurek szkolny - odpowiedziała ze spokojem Rosalie Potter.
 - A makijaż? - odparowała Dor.
 - Nie przesadzaj. Dziewczyny w naszym wieku powinny mieć lekki make-up, a nie tapetę.
 - A to niby dlaczego? - dopytywała się Meadowes.
 - Bo wygląda się wtedy jak stara maleńka. I to wcale nie jest ładne.
 - Jak sobie chcesz - wzruszyła ramionami brunetka i weszła do łazienki.
 A u Huncwotów całkowity luz. Chłopcy byli gotowi już od dawna, więc pozostało im tylko zejść do Wielkiej Sali.
 Wielka Sala była udekorowana w latające świece i dynie. Nawet lewitowały jesienne liście. Było po prostu bajecznie. Również duchom się podobało.
 Dumbledore wygłosił piękne, krótkie przemówienie i uczniowie mogli jeść. Na ten wieczór stoły były zastawione przeróżnymi potrawami i słodkościami. Wszelakie wyroby cukiernicze typu fasolki wszystkich smaków czy czekoladowe żaby. Po półtorej godzinie uczniowie zaczęli przysiadać się do innych stołów, ale jako, że Krukoni przegrali z Gryfonami w ostatnim meczu, to ci pierwsi nie przysiadli się do tych drugich i na odwrót. Jedynie Tim był zawiedziony tą sytuacją, ponieważ chciał pogawędzić z siostrą Pottera. No cóż.... trzeba być solidarnym wobec przyjaciół.
 Jedną z osób mniej zainteresowanych jedzeniem był Ethan Meadowes. Co jakiś czas Peter zachęcał go by zjadł. Książkoholik zgodził się zjeść tylko 30% proponowanych potraw. Dorcas żartowała z brata, że kiedyś zostanie modelką i dlatego stara się nie jeść za dużo. A ten odpowiadał cytatami z jej pamiętnika, więc Dor się zamknęła.
 Rodzeństwo Potter żywo dyskutowało o Dominique, którą Rose poznała, a James nie. Wyszło na jaw, że brązowooka przeniosła się do Hogwartu z jej powodu.
 - Uwierz Jamie, że ona była po prostu wredną i zdzirowatą suką. I jeszcze z Francji! No wiesz taka arystokratyczna, nie znosi charłaków i mugolaków. A wiesz, że Heidi ma psa? Taki słodki, malutki i biały mieszaniec. I bardzo grzeczny. Mama obiecała, że też kupi mi pieska - trajkotała Rose - tak poza tym Heidi cię pozdrawia.
 - Och ta Heidi! Mam nadzieję, że dalej jest wielką entuzjastką wszystkiego.
 - Nawet nie masz pojęcia jak bardzo!
 - O kim wy gadacie? - zagadnęła Dor.
 - O Heidi Anders. Jest charłaczką, ale to bardzo miłą i przyjazną. Jeśli kiedyś nas odwiedzisz, to ją poznasz - odpowiedziała Rosie.
 - Z przyjemnością - uśmiechnęła się ciepło Meadowes.
 Mia siedziała i przysłuchiwała się rozmowie przyjaciół. Było jej smutno. Jej mama została osadzona w Azkabanie, tata z trudem godzi pracę z wychowaniem drugiej córki. Blondynka boi się powiedzieć swoim przyjaciółkom o sytuacji w jej rodzinnym domu. Myślała (a jest to błędne rozumowanie), że dziewczyny ją odrzucą i przestaną ją lubić. Nikt nie zauważył jej przygnębienia poza Rose i Remusem, którzy rozmawiali o tym poprzedniego dnia. Musieli z niej wyciągnąć co się dzieje z nią i jej pomóc. Bądź co bądź, ale Mia jest ich przyjaciółką i nie zostawią jej w potrzebie. Ale nie dziś. Może jutro, kiedy nie będzie tego zamieszania ze Świętem Duchów.
 - Wybaczcie mi, że muszę przerwać to wspaniałe obżarstwo, ale trzeba iść spać, żeby rano wstać - oznajmił Dumbledore, tym samym kończąc ucztę.
 Uczniowie z głośnym jękiem zakończyli posiłek i wstali od stołów. Prefekci domów z pomocą opiekunów wyprowadzali trzy pierwsze roczniki (starsi byli bardziej obeznani w skrótach do Pokojów Wspólnych).
 Gdy tylko wszyscy znaleźli się w łóżkach, ktoś (zawsze ten najlepszy w opowiadaniu ;) ) rozpoczynał historię o duchach. W dormitorium Huncwotów byli to James z Syriuszem. Jak każdego roku zaprosili do siebie dziewczyny.
 Lily i Dor zajęły łóżko Petera, który wgramolił się do Luńka, Mia zajęła posłanie Jamesa, a Rose nie chcąc zabierać chłopakom łóżek położyła się obok zaskoczonego Ethana. Potter spojrzała na niego zdziwiona i wzruszyła ramionami.
 Łapa i Rogacz zaczęli opowiadać.
 Jak zawsze na początku nic strasznego, leciutkie wprowadzenie do historyjki. Potem dopiero zaczęli się wkręcać. Wszyscy już po niespełna połowie opowiadanie się trzęśli ze strachu. Dor przytuliła Lily, a Mia schowała głowę pod kołdrę i co chwilę ją pokazywała. Peter schował się za Remusem, który się strasznie spiął, a Ethan starał się nie pokazywać strachu, ale coś mu to nie szło. Za to Rose chichotała na początku, następnie spoważniała i jeszcze potem bała się na całego.
 Dwójka Huncwotów straszenie swoich przyjaciół zakończyło głośnym "BU!". Każdy zaczął krzyczeć z przerażenia, a James i Black tarzali się ze śmiechu na podłodze.
 - Nienawidzę was!!! - wydarła się na nich Rosalie - wszystkim pokażę zdjęcie ja się tulicie! - dziewczyna nadal się trzęsła ze strachu.
 - To jak śpimy? - zapytała Dorcas, która ani śniła wracać do dormitorium.
 - Tak jak siedzimy teraz, ale... - James spojrzał w stronę siostry.
 - Ale ja nie będę spała z TOBĄ ani z kimkolwiek. Mia się rozpycha, więc z nią też nie, więc Ethan przynieś deskę z półki i będzie git.
 Chłopak zrobił tak jak kazała. Dodatkowo brunetka zabrała kołdrę Syriuszka i chłopcy musieli się przykryć kocem.
 Deska wylądowała na środku łóżka Meadowsa. Rosie położyła się po jednej stronie, a Ethan po drugiej. Brunetka przykryła się kołdrą Łapy i zasnęła.

___________________________________
Jak widzicie, blog zyskał nowy wygląd dzięki graphicpoison.blogspot.com. Mam nadzieję, że opowiadanie przypadło Wam do gustu.
Wszelakie opinie o rozdziale i wyglądzie zostawcie w komentarzu, bo jak ktoś mądry powiedział KOMENTOWANIE NIE BOLI
Pozdrawiam serdecznie

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 11 - Mecz i odrobina Jily

 Dwa tygodnie po przyjmowaniu zawodników do drużyn miał się odbyć mecz Quidditcha, w którym zagrają Gryfoni i Krukoni.
 Obie drużyny ciężko trenowały aż do piątku, czyli dnia tuż przed meczem. Sebastian, kapitan drużyny Gryffindoru wprowadził o wiele ostrzejszy trening niż każdy mógł sobie to wyobrazić.
 Z boiska wrócili cali zdyszani, przemęczeni i bez braku chęci do czegokolwiek. James i Syriusz runęli na sofę i za nic w świecie nie chcieli się ruszyć. Rose za to pobiegła od razu pod prysznic, bo czuła się strasznie brudna i mokra.
 - Idźcie się wykąpać. Cuchniecie jak wór brudnych skarpet - próbowała przekonać Huncwotów Lily.
 - Wybacz Liluś, ale nie mamy siły. Na kompletnie nic. Ale jeśli dasz mi buziaka...
 - Spadaj na drzewo Potter - warknęła Evans - i za żadne skarby tego świata.
 - Jak sobie chcesz - mruknął Rogacz.

 Tym czasem w dormitorium dziewczyn...
 Dorcas leżała na łóżku i czytała "Czarownicę", Mia pisała list, a Lily weszła do pomieszczenia i rzuciła się na łóżko.
 - Nie macie pojęcia jak tam cuchnie - narzekała Ruda.
 - Dlatego nas tam nie ma - odpowiedziała Dor, dalej czytając czasopismo.
 - Rose dalej się myje? - zapytała Lilka.
 - Tak. Jednak dziewczyny bardziej dbając o higienę osobistą niż chłopcy - dodała kąśliwie Meadowes.
 - Nie przesadzaj. James bierze prysznic dwa razy dziennie - powiedziała Rosalie, wchodząc do sypialni.
 - Serio?
 - Serio, serio.

 I nadszedł wielki dzień. Dzień meczu. Pierwszego w tym roku szkolnym. Członkowie drużyn Ravenclawu i Gryffindoru siedzieli przy swoich stołach. Obaj kapitanowie dawali jeszcze ostatnie wskazówki nowym graczom. James i Syriusz jak zwykle byli wyluzowani, a Rose znudzona pałaszowała płatki kukurydziane.
 - Dobra! Chodźmy do szatni się przebrać - oznajmił Sebastian.
 Gryfoni wstali od stołu i udali się w stronę szatni. Przebrali się i kapitan jeszcze raz im wytłumaczył strategię.
 Kiedy komentator (czytaj Tim) obwieścił, że gracze zaraz wyjdą na boisko, Gryfoni i Krukoni ustawili się do wyjścia.
 A na boisku uczniowie krzyczeli. Gryfoni i Puchoni cały czas krzyczeli "Gryffindor! Gryffindor!", a Ślizgoni i Krukoni "Ravenclaw! Ravenclaw!". Tim dzięki zaklęciu wzmacniającym głos, mógł ich przekrzyczeć. W końcu oznajmił, że zawodnicy wyszli na boisko.
 - Kapitanowie podali sobie ręce i profesor Hooch weszła na boisko. Gracze wsiedli na miotły i wzbili się w powietrze. Pani Hooch wypuściła tłuczki i znicza. Teraz wypuszcza kafla. I ruszyli. Kafla przejął Black i podał go do Ellen. Leci, leci, rzuca kafla w stronę pętli... I TRAFIA!!! 10 punktów dla Gryffindoru! Brawo Ellen. Teraz kafla przejęli Krukoni. Ojć! Jeden z tłuczków leci w stronę Blacka! Ale co to? Potter go odbija! Czy ona nie jest niemożliwa. Ej! Co to za palec Potter? Przepraszam panie profesorze. Teraz kafla mają Krukoni. Kapitan leci rzuca kafla do pętli i trafia. Wow. Uwaga szukający zauważyli znicza. Lecą za nim, ale znikł im z oczu. Szkoda. I znowu kafla przejęli Krukoni i znowu strzelili. Teraz mają 20 punktów! Brawo Krukoni. Kapitan Gryfonów nie jest zadowolony. O mój Boże! Tłuczek poleciał prosto w obrońcę Krukonów... ale Taylor zdołał go odbić. Moje gratulacje kumplu. Tak, wiem pani profesor, że powinienem być bezstronny, przepraszam. Black ponownie przejął kafla i strzelił bardzo celnie. Remis między domami - i tak w kółko i w kółko Tim komentował poczynania zawodników. Po godzinie Gryfoni przegrywali 60: 90. Ravenclaw się cieszył a Gryffindor był cholernie zawiedziony - mija już półtorej godziny od rozpoczęcia gry. Ale akcja dalej jest emocjonująca. I Krukoni strzelają już dziesiątego gola, więc mają już 100 punktów! Gryfoni muszą się postarać! Ale co to? Ellen ponownie strzela gola. A teraz Black. Gryffindor nadrabia. Pięknie. I szukający znowu zauważyli znicza. Lecą teraz łeb w łeb. Starają się prześcignąć, ale coś im nie wychodzi. Nie do wiary! Potter złapał znicz! Gryfoni wygrywają 230 do 90! Niech to szlag! - i zakończył zaklęcie wzmacniające głos.

 W Pokoju Wspólnym Gryffindoru trwało wielkie celebrowanie wygranej w Quidditcha. Zawodników nosili na rękach, ale Rose jakoś się z tego wywinęła. Prawie niezauważona zniknęła w dormitorium i weszła pod prysznic.
 Huncowci przynieśli własne zapasy piwa i whiskey oraz słodyczy i zabawa mogła zacząć się na całego. Włączono radio i pogłośnili je na całego. Aż dziw, że profesor McGonagall nie wpadła do wieży z pretensjami.
 - Brawo Potter - powiedziała Lily.
 - Usłyszeć to z twoich ust to prawdziwa rozkosz - uśmiechnął się do niej lekko pijany.
 - Nie żartuj.
 - Nie żartuję. Może zatańczysz? - zapytał James.
 - Może - zgodziła się dość niechętnie.
 Porwał ją na parkiet. I nie tańczyli jednej piosenki. Tańczyli ich całkiem sporo. Ale były szybkie, więc oczywiście szanowny pan Syriusz Orion Black zmienił kanał na ten z romantycznymi piosenkami. Wszystkie pary przylgnęły do siebie w wolnym tańcu. Również James z Lily. Rogacz patrzył na swoją partnerkę z nieskrywanym uczuciem. A ona nie wiedziała jak zareagować. Nie kochała go (chyba) i bała się robić mu nadzieję, ale tańczyła dalej. W końcu James chciał ją pocałować, ale Ruda cofnęła się gwałtownie.
 - James, nie rób tego. Ja cię nie kocham. Wybacz - i uciekła od niego.
 Chłopak stał na środku parkietu jak wmurowany. Nie wiedział co się stało. Przecież wszystko szło w dobrym kierunku.
 - Remus, widziałeś Jamesa? - zapytała Rose, próbując przekrzyczeć muzykę, która zdążyła zmienić się na energiczną.
 - Kiedy ostatnio rzucił mi się w oczy to tańczył z Lily - odkrzyknął Remus - spytaj Łapę.
 Dziewczyny przeszła przez połowę Pokoju Wspólnego zanim odnalazła Blacka.
 - Gdzie mój brat! - wydarła się przez muzykę.
 - Szukaj go na parkiecie!
 I znów musiała zanurkować w tłum tańczących. Ale kiedy odnalazła brata wyrzuciła z głowy sarkastyczne myśli.
 - Jamie! Chodź ze mną - złapała go za ramię i pociągnęła do jego dormitorium.
 Kiedy się tam znaleźli usadziła go na łóżku.
 - Ethan, możesz wyjść? - zapytała chłopaka, który ukrywał się w sypialni przez całą imprezę.
 - Jasne - wstał z łóżka i wyszedł.
 - Co się stało, Jamie? - zapytała brata.
 - Ona mnie nie kocha - odpowiedział głucho.
 - Lily, tak? Czy aż tak ją kochasz?
 - Nawet nie wiesz jak bardzo.
 - Może i nie wiem, ale spróbuję ci pomóc. Teraz opowiedz co się wydarzyło, że aż łzy ci lecą...



______________________
Mam nadzieję, że się podoba. Zostawcie swoją opinię w komentarzu.

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 10 - Niemożliwe? Nie znasz Potterów!

Zapraszam na rozdział po długiej przerwie. Mam nadzieję, że się spodoba
_____________________________

 Kolejny poniedziałek, kolejne nudne lekcje. Najgorsza była historia magii. James, Syriusz i Peter zrezygnowali z tej lekcji, ale Remus pozostał. Lily także, ale jej przyjaciółki poszły w ślady Huncwotów. Osób na tym przedmiocie było tak mało, że piątoklasiści z czterech domów chodzili razem na te zajęcia. Tym razem do tej małej grupki dołączyła Rosalie Potter. A czemu? Bo uważa się za inną od brata. Bo taka była. Nie lubiła sportu i transmutacji, ale James to uwielbiał. Trochę mają wspólnego: miłość do zaklęć i zabawę. No i oczywiście datę urodzin.
 Za każdym razem piąty rok nauki z historii zaczynał się wampirami.
 - Wampiry to magiczne istoty podobne do człowieka, które charakteryzują się gryzieniem ludzi w szyję i ssaniem ich krwi. Są częścią rodziny istot znanych jako żywe trupy... - przynudzał profesor Binns.
 - A jak można się przemienić w wampira? - zapytała z wyciągniętą ręką Rose.
 - Co? - odezwał się duch jakby wyrwany z transu - w wampira? Oczywiście, że przez ugryzienie, ale zdarzają się sytuacje, że człowiek z krwią wampira w organizmie został przemieniony przez zabicie. Ale to rzadkość. Selekcja przemienianych w wampiry jest bardzo skrupulatna. Wybierani są tylko silni fizycznie i psychicznie, potrafiący kontrolować swoje żądze. A wracając do tematu... - i znowu zaczął zanudzać.

 W tym samym czasie trójka Huncwotów miała lekcje Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Były nudne, ale nie aż tak jak profesora Binnsa. Właśnie nauczyciel wyjaśniał im jak odróżnić samicę smoka od samca smoka.
 - Co ma teraz Rose? - zapytał znudzony Syriusz.
 - Historię magii - odparł James.
 - To ma gorzej niż my.
 - Wątpię. Pewnie strzela pytaniami jak iskry z różdżki.
 - Taka to ma dobrze - westchnął Łapa.

 Tim wpatrywał się w pannę Potter siedzącą tuż przed nim. Wyraźnie była zniecierpliwiona i zadawała pytania, które ubarwiły zresztą i tak nudne lekcje historii. Krukon uśmiechał się pod nosem, gdy słyszał jej dziwaczne pytania:
 A co one robię?
 Jak je rozpoznać?
 Czy są takie jak w mugolskich książkach?
 A czy pan kiedyś je widział?
 I tak dale i tak dalej.
 I tym sposobem zarobiła ponad dwadzieścia punktów dla Gryffindoru, co raczej jest niemożliwe na tych lekcjach. Ale Tim słyszał jak ktoś kiedyś stwierdził, że Potterowie potrafią robić rzeczy niemożliwe.
 - Ej, Rose, przystopuj trochę, bo profesor odejmie ci punkty - szepnął do niej Tim.
 - Zamknij się! Nie widzisz, że pytam? - zignorowała jego pytanie.
 - Ty jednak jesteś niemożliwa - powiedział sam do siebie.

 Popołudnie i koniec lekcji. Nadeszła pora lunchu lub jak ktoś woli zjeść więcej (jak Peter) to nazywa to obiadem. Wszyscy uczniowie zebrali się w Wielkiej Sali. Podczas posiłku pomieszali się trochę, tak, że nie każdy siedział przy swoim stole. Oczywiście oprócz Ślizgonów. Oni zawsze siedzą razem i nie przesiadają się do innych stołów.
 - Siema - Tim rozciągnął się przy stole Gryfonów.
 - Czego chcesz? - zapytał oschle Rogacz.
 - Porozmawiać, zaprzyjaźnić się, zapytać czemu mnie w tym roku nie lubisz? - uśmiechnął się szeroko.
 - Nie chodzi o to, że cię nie lubię, ale przystawiasz się do mojej siostry. A moim obowiązkiem jako brata jest nie darzyć zbytnią sympatią jej adoratorów. Zdajesz sobie sprawę, że ma całkiem niezłe wzięcie? Wielu ją podrywało, a ona nie zwracała na żadnego uwagi i tym samym raniła im serce. Więc radzę ci odpuść sobie. Ona woli takich jak Remus i Ethan, czyli mądrych, bystrych i szarmanckich.
 - Wow! Ależ wywód Potter. Nie sądziłem, że potrafisz tak dobierać słowa. Wy naprawdę jesteście niemożliwi!
 - Nie wiesz nawet jak bardzo.
 - A gdzie twoja siostra?
 - Nie jest głodna. Zresztą nigdy nie je obiadów, kiedy w jej życiu coś się zmienia. Takie dziwactwo, a ma ich całkiem sporo.
 - Dziwactwa? Jakież to ma dziwactwa?
 - Różne - James uśmiechnął się złośliwie.
 - Ej! Daj spokój! Powiedz - Tim  krzyknął rozżalony.
 - I tak powiedziałem ci za dużo. Ale jak chcesz to popytaj Syriusza. Ale sądzę, że nie powie ci zbyt wiele.
 - Czy ty właśnie dałeś mi wskazówkę? - zapytał zszokowany Krukon.
 - Możliwe. Nie rób tylko sobie zbytniej nadziei.
 - O czym rozmawiacie? - spytał Ethan przysiadając się do nich cały czas czytając książkę.
 - Nie nudzi ci się czytanie? - zapytał zniesmaczony Black.
 - Zabronisz mi? - odparł buntowniczo Meadowes.
 - Rzucasz mi wyzwanie?
 - Chłopcy, dosyć! James, nie masz prawa o mnie rozmawiać z chłopakami, którzy próbują mnie poderwać. Co z ciebie za brat? Syriusz, każdy ma prawo robić to co lubi, więc niech Ethan sobie czyta aż mu to zbrzydnie!
 - Co ty tutaj robisz? - zapytał James siostry, z gulą w gardle.
 - Głodna jestem. Wiem, wiem zazwyczaj nie jem w porze obiadowej, ale co mam zrobić, jak zużyłam tyle energii na lekcjach?
 - Merlinie, zabij mnie! - jęknął Rogaś i uderzył czołem o stół.
 - Mój biedny, malutki i skrzywdzony przez los Jamie - westchnęła Rose i przytuliła brata - no wyżal mi się. Co cię trapi?
 - Lily się nie chce ze mną umówić!
 - Kobieta lubi, kiedy się o nią zabiega. A nie się wygłupia, jak ty.
 - Mam najlepszą siostrę na świecie - pocałował Rosalie w policzek.
 - Ha! Nie ma lepszej niż ja!
 - Się wie - poparł ją Syriusz. Zawtórował mu Peter i Ethan.
 - Ethan! - warknęła Dorcas.
 - No co? Czasem zastanawiam się czy jesteśmy spokrewnieni.
 - Idiota - mruknęła Dor.
 - Potter! Za godzinę robimy rekrutację do drużyny - odezwał się kapitan drużyny Gryffindoru, Sebastian.
 - Tak, jest panie kapitanie! - zasalutował mu z kpiną.
 - To się ciebie także tyczy, Black - spojrzał na niego chłodno.
 - Oczywiście - chłopak uniósł szklankę z sokiem dyniowym.
 Kapitan zerknął ukradkiem na siostrę Pottera. Ona to zauważyła i odezwała się:
 - Spadaj. Nie jesteś w moim typie.
 Wzruszył ramionami i wyszedł z Wielkiej Sali.
 - Co tak ostro? - zauważyła Lily.
 - Lubię szczerość. I naprawdę nie był w moim typie.

 Cała drużyna Gryffindoru zebrała się na boisku do quidditcha. Byli to, Sebastian, kapitan i jeden z pałkarzy, James, szukający, Syriusz, jeden z ścigających i Lara Ellen, także ścigająca. Brakowało im obrońcy, ścigającego i pałkarza.
 - Zaczynamy rekrutację! Ustawcie się w trzech rzędach. W pierwszym niech staną ci, którzy chcą być obrońcami, w drugim ścigającymi, a w trzecim pałkarzami - odezwał się kapitan.
 Zrobili tak jak prosił Sebastian. I zaczęło się wykluczanie. W końcu z rzędu pałkarzy wyłoniła się Rose.
 - Ty? Ty nie lubisz grać - stwierdził Potter.
 - Nie lubię, ale umiem. Przecież jestem niemożliwa, jak ty - puściła mu oczko.
 Rogacz się uśmiechnął. Dał jej miotłę, a kapitan puścił tłuczka. Odbiła go z niebywałą gracją i precyzją. I tym samym dostała się do drużyny, a razem z nią jeden szóstoklasista i jeden trzecioklasista.
 - Byłaś niesamowita! - zachwycał się Łapa.
 - Każdy tak twierdzi. Niczym się nie wyróżniasz - odpowiedziała z przekąsem.