czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 5 - Trudny poniedziałek cz.2

 Po lekcjach Lily zamknęła się w łazience Jęczącej Marty. Cały dzień udawało jej się ukryć łzy, ale teraz nie mogła, od tak po prostu. Przez łzy dawała upust swojej złości. Na Severusa. Na Pottera. Na siostrę. I wszystko, co tylko próbuje ją złamać.
 - Co się stało? - zapytała Marta, jęcząc i pochlipując sarkastyczne.
 - Nic.
 - Ojojoj... Ktoś jest nie w humorze. Hihihi.
 - Odwal się ode mnie! - krzyknęła wściekła.
 Duch zaszlochał i zajęczał. Po czym zniknął w kanalizacji.
 Smutna Gryfonka uderzyła pięścią w posadzę. Po chwili znowu pociekły jej łzy po policzkach.

 Wszystko było gotowe. I to w stu i jeden procentach. Chłopcy ukryli się pod Niewidką i czekali...
 Czekali dość długo, ale było warto. Smarkerus, zgodnie z oczekiwaniami Huncwotów, szedł lochami w stronę Wielkiej Sali na obiad. Ślizgon nie spodziewał się, że coś ma się stać...
 Tuż przed wejściem na posiłek potknął się o coś (na bank niewidzialnego) i upadł na posadzkę, wcześniej zahaczając o jakąś dźwignię (także niewidzialną). Coś się na niego wylało. Coś co cuchnęło jak smarki. I było smarkami.
 Nagle rozległy się śmiechy wszystkich uczniów będących w Wielkiej Sali jak i na korytarzu.
 - Dobra robota chłopcy - zaśmiał się Syriusz kiedy tylko oddalili się miejsca "zbrodni".
 - Bardzo, bardzo dobra - poparł go James.
 Szybko pobiegli do biblioteki, aby mieć alibi. Tam czekał na nich Ethan z Peterem.
 - I jak? - zapytał Meadowes bez żadnych emocji.
 - Było świetnie. Wszyscy ryknęli śmiechem, a Smark jest w smarkach - zachichotał Rogacz.
 - Ciszej tam - warknęła szeptem bibliotekarka.

 - Ollie?
 - Victoria? Czy coś się stało?
 - Szkoda, że nie widziałeś Snape'a. Był cały w smarkach - zachichotała.
 - Dobrze mu tak. Skoro dokuczał ci z powodu twojego pochodzenia, to się cieszę - wziął ją na kolana i pocałował w czoło - kocham cię Victorio Carter - tym razem pocałował ją w usta.
 - Nie tutaj, gołąbeczki - westchnął teatralnie Tim.
 - Timothy! Serio? - wykrzywił się Oliver.
 - Dobrze wiecie, że nie lubię tak tak do mnie mówicie - rzucił z przekąsem.
 - Oh... Zamknij się - dziewczyna rzuciła w niego poduszką.
 Tim zaśmiał się, a po chwili dołączyła do niego zakochana dwójka.

 Dumbledore nie zastanawiał się długo nad tym kto zrobił zamieszanie z Snape'em.
 - I co z tym zrobimy - zapytała McGonagall.
 - Nic, droga Minerwo. Nie mamy dowodów, a pani Pince i dwójka chłopców potwierdzają, że w tym czasie Huncwoci byli w bibliotece.
 - Oni zawsze mają asa w rękawie.
 - Kiedyś się potknął, zobaczysz - uśmiechnął się i zasiadł za biurkiem.

 Wieczorem wszyscy Gryfoni siedzieli w Pokoju Wspólnym. Część odrabiała lekcje: jak Lily i Remus, część plotkowała: jak Mia i Dorcas, a jeszcze inni się wygłupiali: jak Syriusz, James i Peter.
 Ci ostatni co rusz wybuchali śmiechem zwracając uwagę pozostałych uczniów. Kiedy ponownie zaczęli hałasować Lily podniosła wzrok na nich i rzuciła:
 - Bądźcie ciszej.
 - Ruda, wcale nie jesteśmy głośno - odparł Black.
 - Nie wcale - powiedziała sarkastycznie.
 - Uważaj, bo zmarszczek dostaniesz - odparował Łapa.
 - Sam ich dostaniesz - walnęła go książką od zielarstwa.
 A jako, że panna Evans była niezwykle dumna, wstała pozbierała swoje zadania i poszła do swojego dormitorium.
 - Na serio powinniście być cicho - mruknął za książki Ethan (jak zwykle on czyta!~dop. autora).
 Ale nikt go nie usłyszał w tej wrzawie. On także postanowił zaszyć się w sypialni.
 - Dorcas! A może jednak Ethan nie jest twoim bratem tylko Lily? - krzyknął James.
 - Chciałabym - odkrzyknęła.
 - A co tam u twojej... - zaczął Syriusz
 - Nawet nie kończ - warknął Potter - bo cię rozszarpię.
 - Chyba na odwrót - wyszczerzył się.
 James nie wytrzymał, po prostu wybuchł nie pohamowanym śmiechem. Wszyscy w Pokoju Wspólnym popatrzyli na niego jak na wariata, a ten nic sobie z tego nie robił. Nie obchodziła go opinia innych.
 Huncwoci także dołączyli do niego, bo jako jedyni zrozumieli aluzję.

 "Zemszczę się kiedyś na nich" - myślał Snape.
 Był taki zły, że nie mógł się skupić na zadaniach, pomimo tego, że w Pokoju Wspólnym Slytherinu często było cicho.
 - Severusie, o czym myślisz? - zapytał jeden z jego kolegów.
 - Chciałbym się zemścić na Huncwotach.
 - Chyba mam pewien pomysł...

 - Chyba powinniśmy kończyć - zaczęła Dorcas po kolejnej partii Durnia.
 - Daj spokój, Meadowes. Przecież jest fajnie - zaoponował Black.
 - Ale ona ma rację. A tak w ogóle jutro szkoła - poparła koleżankę Mia.
 - No i co z tego? - zapytał James.
 - Jak się spóźnimy to odbiorą nam punkty - oznajmił Remus - więc ja mam zamiar iść pod prysznic, a potem spać - wstał z podłogi i wziął swoje rzeczy z szafki, a po chwili zniknął w łazience.
 - Mia, a może do niego dołączysz - zasugerował z szyderczym uśmieszkiem Syriusz.
 - Idź się lecz - warknęła blondynka.
 - Ale ja mówię na serio - zarzekał się - on na ciebie leci... Ups. Wygadałem się.
 Scott obdarzyła go spojrzeniem godnym bazyliszka. Wstała z podłogi i podniosła z niej poduszkę.
 - Dorcas chodź już - kiedy brunetka wstała, to Mia rzuciła w Łapę poduszką.
 - Za co? - jęknął.
 - Za bycie skończonym idiotą. Choć powinnam powiedzieć nieskończonym - i wyszła z ich dormitorium, a za nią Dorcas.
(Oliver)

_______________________________________
Brak weny i nie mogę pisać dłuższych rozdziałów, a potrafię (jeśli ktoś czytał mój inny blog, to wie)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 4 - Trudny poniedziałek cz.1

 - Nienawidzę poniedziałków - mruknęła sennie Mia.
 - Lily, proszę. Jeszcze pięęęęęęęęęęęć minut - ziewnęła Dorcas.
 Ale Lily, jak to Lily wyciągnęła różdżkę i przyłożyła ją sobie do gardła.
 - Wstawać, ale to już! - krzyknęła - raz, raz, raz! Ruszać się. Zaraz śniadanie!
 Dziewczyny wiedząc, że nie mają wyjścia zwlekły się z łóżek. Dorcas jako, że była szybsza od Mii pierwsza znalazła się w łazience.
 - Dor, tylko się pośpiesz - powiedziała Mia i zasłoniła kotary łóżka, aby się ubrać.

 Remus był gotowy, na to, aby wyjść ze Skrzydła Szpitalnego. Po jego ranach zostały ledwo widoczne blizny, które zagoją się za kilka dni. Wziął torbę, którą przyniósł mu wczoraj Ethan i ruszył na śniadanie.
 Po drodze nie natknął się na żadnego z Gryfonów, którzy mogli by się go zapytać co robił w weekend.
 - Remus? - usłyszał głos jednej z znajomych mu Krukonek.
 - Monica? Czy coś się stało?
 - Emmmm... Chyba nie. Ale chciałabym wiedzieć co robiliście wczoraj w Skrzydle Szpitalnym.
 - Powinnaś spytać Petera. Jeśli by ci nie chciał powiedzieć, to powiedz mu, że ma moje pozwolenie - szepnął.
 - A nie możesz ty mi powiedzieć? - zapytała marszcząc brwi.
 Chłopak rozejrzał się czy nikt nie podsłuchuje i szepnął:
 - Wczoraj była pełnia, a ja na następny dzień byłem poobijany u pielęgniarki, więc co to może być?
 - Ale jak, Remus? Czemu nic mi nie powiedziałeś? Znamy się od pierwszej klasy, a ty nie pisnąłeś, ani słówka.
 - Nie lubię o tym mówić.
 - Chłopaki wiedzą? A ten nowy też?
 - Tak, oni wiedzą, ale dziewczyny nie, więc im nie mów, proszę.
 - Jasne, nie powiem. A tak na marginesie, gdzie jest Peter?
 - Pewnie na śniadaniu. Możesz się do nas przysiąść.
 - Dzięki - uśmiechnęła się i weszła do Wielkiej Sali, a za nią Lupin.

 - Jeszcze raz - uśmiechnęła się do córki.
 Dziewczyna westchnęła.
 - Expecto Patronum - ledwo udało jej się wyczarować obłok światła - mamo, to trudne!
 - Rose, oczywiście, że jest trudne. Przecież to bardzo potężne zaklęcie obronne. Ale nie martw się w końcu ci się uda. Tylko trzeba ćwiczyć. Jeszcze raz - powtórzyła Dorea.

 Severus Snape czekał na swoją przyjaciółkę pod Wielką Salą. Nie wiedział ile maił jeszcze czekać, ale w końcu okazało się, że niecałe pięć minut.
 - Przepraszam Sev, ale dziewczyny miały lekki problem ze wstawaniem z łóżka.
 - Nic nie szkodzi. O czym chciałaś porozmawiać?
 - Powiedz mi, dlaczego przyjaźnisz się z NIMI.
 - Mówiłem ci tyle razy, że mnie szanują. Nikt w Slytherinie mi już nie dokucza.
 - Ale oni są źli! Czy ty tego nie widzisz?
 - Nie, Lily. Oni nie są źli. To banda Pottera jest zła. Oni nie dokuczają wszystkim dookoła, ale Potter tak!
 - Banda Pottera przynajmniej szanuje dzieci mugoli, a ci twoi PRZYJACIELE nie! - krzyknęła z łzami w oczach. Odwróciła się i pognała do Wielkiej Sali.
 Otarła łzy. Nie zdawała sobie sprawy, że James wszystko słyszał i widział jak płacze. Szepnął coś do kolegów i wyszli ze śniadania.
 - Co im jest? - zapytała rudowłosa.
 - Nawet diabeł tego nie wie - odpowiedziała jej Dorcas, która zajadała się właśnie jajecznicą.
.
.
.
.
CDN

________________________________________________
Dziś tylko gify z dziewczynami.
Ps. Rozdział podzielony został na dwie części z powodu braku weny i czasu do pisania

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 3 - Pełnia

Wyjeżdżam na wakacje, więc nie będzie mnie w środę i teraz dodaje rozdział.
Enjoy!
________________________
 - Nie pójdziecie ze mną póki się nie pogodzicie - powiedział dobitnie Remus.
 Trójka Huncwotów spojrzała po sobie wściekłym wzrokiem.
 - To co chłopaki? Zgoda? - zaproponował Syriusz.
 - Zgoda - powiedzieli chórem. W końcu byli przyjaciółmi od pięciu lat.
 Pożegnali się z Ethanem, który już zasypiał i wyszli na szkolny korytarz. James wyciągnął Mapę Huncwotów i Pelerynę Niewidkę. Stuknął w Mapę i założył na siebie i chłopaków Niewidkę.
 Szybko i bezproblemowo udało im się wyjść ze szkoły na błonia. Potter ściągnął z nich Pelerynę i mogli już iść w stronę Bijącej Wierzby. Remus rzucił zaklęcie i przeszli tajnym przejściem do Wrzeszczącej Chaty.
 Jako, że zostało kilka minut do pełni chłopcy przemienili się w zwierzęta. I czekali.
 Potem zaczęło się piekło dla Gryfona.
 Jego ciało zaczęło się wyginać, kości łamać, a przy tym towarzyszył mu ogromny ból. Czaszka Lunatyka zaczęła się wydłużać i  zwężać, co również okropnie bolało. Czasem chłopak miał ochotę płakać, ale wiedział, że to nieuniknione. Już po kilku minutach było po wszystkim. Zamiast szatyna stał obrzydliwy wilkołak, który nie rozumiał co się dzieje tylko miał ochotę zabijać. Ale miał zakodowane, że te trzy stworzenia stojące przed nim są przyjaciółmi i chcą mu pomóc, dlatego ich nie zaatakował w pierwszym odruchu. Całą noc rzucał się po Chacie i wył, a Huncwoci go nie opuścili mimo, że kilka razy ich zranił,

 W tym samym czasie w dormitorium Krukonek...
 Wszystkie dziewczyny spały już od godziny, a ona dalej nie mogła zasnąć. Nie miała pojęcia dlaczego. Może dlatego, że dawno nie widziała Petera? Możliwe.
 Kiedy zasypiała postanowiła, że spotka się z nim po śniadaniu.

 Dopiero zaczynało świtać, ale jeden z Gryfonów już nie spał pomimo niedzieli. Zwlekł się z łóżka i poszedł do łazienki, która (w końcu!) była wolna. Ale zamiast wziąć gorący prysznic, przekręcił kurek z zimną wodą. Był zszokowany tym co zrobił, ponieważ miał przekręcić kurek z ciepłą nie zimną wodą. Plusem tego było, że się rozbudzi na tyle by się szybko ubrać i wyjść z dormitorium. Udał się prosto do Skrzydła Szpitalnego.
 To co tam zastał przeraziło go nie na żarty! Peter leżał na łóżku z owiniętym bandażem brzuchem, Syriusz cały był uśmiechnięty mimo licznych ran, które pani Pomfrey mu opatrywała i wcierała jakieś maści, James, który był już opatrzony spał spokojnie.
 A Remus?
 Remus cały w bandażach leżał nieruchomo. Ale po jego twarzy można było dostrzec, że cierpi. I to bardzo.
 - Kochanieńki, to jeszcze nie pora odwiedzin - zwróciła się w stronę Ehana pielęgniarka.
 - Niech, pani go wpuści. On wie - odezwał się słabo Lunatyk.
 - Dobrze, wejdź, ale nie na długo. Chłopcy muszą odpocząć. Wyjdą dopiero około kolacji, a pan Lupin jutro przed śniadaniem - uśmiechnęła się i zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.
 - Więc... Jak się czujecie? - zapytał Meadowes.
 - Bywało gorzej - mruknął półprzytomnie Black.
 - Wiesz, tak jakby ktoś mi połamał wszystkie kości, potem pociął, a następnie wrzucił do gara z sokiem cytrynowym. A tak poza tym dobrze - odpowiedział Lupin.
 - Ok. Czyli dobrze - uśmiechnął się Ethan.
 - Ale z ciebie optymista - rzucił Łapa.
 - Dorcas, czasem to wkurza, ale ja taki jestem. To dziedziczne. Ja mam optymistyczne podejście po mamie, a Dor sarkastyczne po tacie.
 - Wasza rodzina jest na maksa pokręcona - szepnął Remus.
 - Skarbie, musisz już wyjść - pani Pomfrey wychyliła głowę z gabinetu.
 - Dobrze. Do zobaczenia chłopaki - pomachał im i wyszedł z sali.

 W Wielkiej Sali było zadziwiająco cicho, ponieważ nie było Huncwotów. Zresztą co miesiąc znikali na prawie cały dzień, chyba, że były treningi Quidditcha.
 Ale cisza nie zalegała tylko z powodu braku żartownisiów. W sali brakowało ponad połowy uczniów! Tylko kilkoro rannych ptaszków siedziało i jadło w spokoju śniadanie, co było ogromną rzadkością w Hogwarcie.
 Lily Evans, jako, że wstała wcześniej (jak to zawsze), jadła śniadania czytając przy tym Proroka Codziennego.
 - Szlama Evans - usłyszała za sobą głos jednego z Ślizgonów.
 Lily nawet było szkoda się odwracać do jakiegoś idioty.
 Chłopak widząc, że nie wywołał żadnej reakcji ścisnął dziewczynę za ramię.
 - I co powiesz teraz szlamo - ścisnął ją jeszcze bardziej, tak, że na pewno Lily będzie mieć brzydkiego sińca.
 - Radzę zostawić tę dziewczynę w spokoju - oboje odwrócili głowy w stronę bruneta.
 Ślizgon puścił ramię panny Evans i oddalił się w stronę stołu swojego domu.
 - Wszystko ok? - zapytał Ethan.
 - Tak - wykrztusiła Lily, krzywiąc się kiedy dotknęła ramienia.
 - Coś nie widzę - mruknął Meadowes - pokaż.
 Evans zsunęła delikatnie rękaw z ramienia.
 Ich oczom ukazał się czerwony ślad.
 - Może idź do pani Pomfrey? - zasugerował brązowooki.
 - Nie będę zawracać jej głowy. Za jakiś czas samo zejdzie.
 - Ale wiesz, że jak James to zobaczy będzie wściekły?
 - Nic mu do tego - warknęła i wstała z ławki. Zabrała gazetę i migiem opuściła Wielką Salę.

 Monica nie mogła nigdzie znaleźć swojego chłopaka. Albo jej unikał, albo... Albo co? Po głowie szatynki krążyły przeróżne myśli.
 - Martinez! Jesteś tu. Wszędzie cię szukam! - krzyknął Tim, jej najlepszy kumpel.
 - O co chodzi, Timmy?
 - Byłem dzisiaj pod Skrzydłem Szpitalnym i zgadnij kogo zobaczyłem?
 - Timothy - pogroziła mu palcem.
 - Petera i jego kumpli!
 - Co tam robili - zaciekawiła się.
 - Byli w bandażach i leżeli na łóżkach. Ale to nie wszystko ten cały Lupin był najgorzej poraniony, jakby jego jakieś zwierzę zaatakowało.
 - Może próbując zrobić jakiś kawał poranili się - zasugerowała Monica, próbując ukryć uczucie przerażenia.
 - Może tak. Nie wiem. Byłaś na śniadaniu?
 - Właśnie z niego wracam.
 - Spotkajmy się za godzinę nad jeziorem, dobra?
 - Dobra.
 Tim wszedł do Wielkiej Sali, a Monica ruszyła w stronę biblioteki.
(Tim)

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 2 - Jak to kłócą się przyjaciele

 Całe szczęście, że drugi września to sobota. Nikt nie wstaje wcześnie, jest cisza w prawie całym zamku... Oprócz jednego z dormitoriów w wieży Gryffindoru, czyli w pokoju Huncwotów.
 Syriusz Black wstał wcześniej, aby być pierwszym w łazience. Szedł na paluszkach w stronę drzwi, co wcale nie było łatwe z powodu szeleszcząc śmieci i stert ubrań na podłodze, o które można było się potknąć. Nie zapomnijmy również o kufrze pana Blacka, który co roku zajmuje środek dormitorium, a trwa to od pierwszej klasy! Remus wiele razy apelował o przesunięcie owego kufra pod ścianę, ale, jak wszyscy wiemy, nie spotkało się to ze zrozumieniem ze strony Łapy.
 Ale Syriusz nie był jedynym, który chciał być pierwszy w łazience. Drugą osobą, zresztą jak zawsze, był James Potter. Ten miał o tyle lepiej, że miał łóżko obok Lupina, a tam zawsze było czyściej niż u innych.
 Chłopcy nie zauważyli siebie i zderzyli się tuż przed wejściem do łazienki, o której ciągle nadmieniam.
 - Cholera! - krzyknął Black. Próbował wstać z podłogi, ale drugi z Huncwotów złapał go za nogę i ponownie zwalił go na ziemię, robiąc przy tym dużo hałasu.
 - O nie! Nie pozwolę ci! - syknął Potter. Tym razem on chciał wstać, ale Łapa podstawił mu nogę. Oczywiście, że pan Potter również upadł.
 Niestety, obudzili się pozostali chłopcy.
 - Co wy robicie? Też chciałbym pospać dłuuuuuużej - ziewnął Remus.
 - Przyłączam się do Remusa - mruknął Ethan.
 A Peter tylko spojrzał na nich śpiącym wzrokiem, ziewnął, wstał z łóżka przy okazji zabierając ze sobą ubrania i wszedł do łazienki.
 Przez chwilę była cisza, spowodowana zszokowaniem. Peter nigdy nie walczył o pierwszeństwo pobytu w łazience. Czasem tylko do bitwy dołączał się Lunatyk, ale to rzadko, bardzo rzadko.
 - Peter - krzyknęli bruneci i zaczęli walić i kopać drzwi.
 Krzyczeli tak głośno, że zapewne obudzili cały Hogwart.
 - Ethan - Rem podszedł do nowego kolegi - pójdźmy do łazienki Prefektów?
 - Dobrze.
 Wzięli swoje rzeczy i wyszli z pokoju. Nawet nie musieli się starać być cicho, bo hałasy ich współlokatorów zagłuszały wszelkie odgłosy.

 A tym czasem w lochach słychać było chrapanie Ślizgonów. Był tylko jeden, który nie może nigdy zasnąć, ale budził się bardzo wcześnie.
 Powodem tego była rudowłosa Gryfonka, do której coś czuł. Tylko, że nie wiedział co. Może to tylko przyjaźń, a może miłość? Zastanawiał się nad tym od ostatniego roku szkolnego i dalej nie wiedział co ma z tym zrobić.
 Severus Snape wiedząc, że nie już nie zaśnie wstał z łóżka i skierował się do łazienki.

 W domu państwa Potterów zazwyczaj nie było nudno. Ktoś ich odwiedzał przyprowadzając ze sobą dziecko, albo też w dni wolne od pracy Charlus organizował dla żony i córki wycieczkę do lasu lub nad jezioro.
 Tylko, że mimo iż była sobota, pan Potter musiał udać się do pracy w ważnej sprawie, a pani Potter zajmowała się sprzątaniem pokoju syna, który ponownie zostawił bałagan.
 A co robiła bliźniaczka Jamesa? Nudziła się i to potwornie. W weekendy nie mogła używać magii, a nawet w tygodniu miała do tego limit czasowy.
 Nie wiedząc, co Rose ma ze sobą począć wyszła ze swojej sypialni i udała się do kuchni, aby coś zagryźć. Nie zdążyła przejść salonu, kiedy do posiadłości wparowała jak burza Heidi, charłaczka, którą rodzeństwo Potter bardzo lubiło.
 - Podejrzewałam, że będziesz się dziś nudziła i postanowiłam wyciągnąć cię z domu na małe zakupy - wymawiając ostatnie słowo Heidi pisnęła z radości.
 - Ok. Pójdę z tobą, ale najpierw zapytam się mamy czy mogę. Dobrze?
 - Dobrze - dziewczyna znów pisnęła.
 Wpinając się po schodach panna Potter uśmiechała się. W końcu nie musi tkwić w tym domu i nic nie robić!
 - Mamo, mogę iść z Heidi na zakupy?
 - Tylko nie wracaj zbyt późno - Dorea wychyliła się zza szafy.
 - Jasne mamo! Dzięki mamo! - krzyknęła i zbiegła na dół. Po drodze chwyciła jeszcze torebkę i mugolskie pieniądze.
 Rose ubrała kurtkę i buty, kiedy Heidi ponownie pisnęła:
 - Chodź! - charłaczka chwyciła ją za rękę i wyprowadziła z domu.

 Profesor McGonagall zaalarmowały obrazy, że u jej podopiecznych dzieją się dziwne rzeczy. Ubrała się szybko i pognała do wieży.
 - "Patronus" - powiedziała do Grubej Damy i weszła do salonu.
 Wtedy właśnie usłyszała wrzaski. Pottera i Blacka, a jakże inaczej. Część Gryfonów w szlafrokach zebrało się w Pokoju Wspólnym, aby dowiedzieć się o co chodzi.
 Nauczycielka transmutacji pewnym krokiem wmaszerowała do dormitorium Huncwotów. Nie zdziwiło jej, że jest tam jeden wieli, straszny syf. Zdziwiło ją to, że dwaj najlepsi kumple się biją, tarzając na podłodze i obrzucając wyzwiskami.
 - Dosyć - wrzasnęła.
 Chłopcy widząc nauczycielkę od razu przestali się bić. Wstali z podłogi, tak jak gdyby nigdy nic się nie stało.
 - Co się stało? - McGonagall zapytała już ciszej, ale nadal miała srogi wzrok.
 - Bo Syriusz chciał wejść do łazienki, ale ja też chciałem. Zderzyliśmy się przed samymi drzwiami, budząc przy tym pozostałą trójkę. Remus i Ethan coś tam narzekali, ale nie wstawali z łóżek. Za to Peter nas przechytrzył i wszedł do łazienki. A potem, sama pani zresztą widziała - tłumaczył się Rogacz.
 - To tyle? O łazienkę poszło? Aż szkoda wam dać szlaban - w chłopcach zakiełkowała nadzieja na uniknięcie kary, ale profesorka ją szybko ugasiła - ale za to napiszecie mi referat z trzech pierwszych tematów z transmutacji. Macie na to tydzień - i bez zbędnych emocji opuściła wieżę Gryffindoru.

 - I jak, podobała się kąpiel? - zapytał Lupin Ethana, wracając z łazienki Prefektów.
 - Fajnie było. Lepiej niż w tej naszej wspólnej - uśmiechnął się w stronę wilkołaka - ciekawe jak tam się wszystko potoczyło.
 - Mam nadzieję, że jest spokój, Nie mam nastroju na uspokajanie ich - mruknął pod nosem Remus.
 - Nie dziwę ci się. Jak ty z nimi wytrzymujesz?
 - Sam nie wiem. Może dla tego, że to moi pierwsi przyjaciele?
 - Pierwsi? To ty wcześniej  nie miałeś kolegów?
 - Nie. Cały czas się przeprowadzaliśmy z rodzicami. I nigdy nie mogłem się z nikim bawić. Dopóki Dumbledore nie poinformował moich rodziców, o tym, że mogę iść spokojnie do Hogwartu i, że wszystko jest przygotowane na pełnie.
 - A gdzie spędzasz pełnie? - dopytywał się Meadowes.
 - We Wrzeszczącej Chacie, albo w Zakazanym Lesie. A w domu zamykam się w piwnicy. Nie chcę nikomu zrobić krzywdy.
 - Spokojnie. Tylko podczas pełni ugryzienie wilkołaka jest szkodliwe, ale w zwykłe dni i noce nie. Wiem coś o tym - poklepał blondyna po ramieniu.
 Dalej szli rozmawiając o szkole, bo Ethan chciał wiedzieć jak najwięcej.



_____________________________
Rozdział napisany w kilka godzin, więc może nie być zbyt dobry.
+ Rozdział dodany wcześniej, dlatego, że jeden z moich ulubionych aktorów ma dziś urodziny

CZYTASZ=KOMENTUJESZ